Oto jest pytanie! Czy lepiej wstawać codziennie rano powiedzmy o tej 4.30 i dojeżdżać do pracy na 6 pracować przynajmniej do 14 wracać do domu około 15, zjeść obiad, porobić coś w domu, poodpoczywać, spać i tak w kółko, czy też lepiej wstawać powiedzmy o tej 6.30 dojeżdżać do skzoły na 8, siedzieć tam do przynajmniej 13, jak nie nawet do 15, być w domu o 16, zjeść obiad, chwilę się zrelaksować a następnie nauka przynajmniej do 20? I tak w kółko przez kilka miesięcy? Czasami naprawdę się w tym nie łapię. Z jednej strony - pracując - zarabiasz, w domu jest więcej czasu dla siebie, rodziny i inne przyjemności. Nie trzeba
Także, nigdy nie jestem w stanie powiedzieć, czy lepsza jest praca czy też nauka. Hmm, myślę, że to jest tak, że gdy chodziłem do gimnazjum, to naprawdę nie miałęm ochoty już chodzić do szkoły, wolałęm zdecydowanie pracować. W liceum żałowałem, że nie jestem już w gimnazjum i przejawiałem coraz mniejszą chęć do pracy. Teraz zaś żałuję, że liceum trwało tylko 3 lata, a praca się zbliża coraz większymi krokami. Już tego lata mogę przecież pracować... Nie zdziwię się, jeżeli za powiedzmy 8 lat, kiedy będę mężem, może też ojcem, gdy będę pracować, będę ze swoją kochaną żoną rozmyślać, jak to kiedyś wspaniale było, gdy byłem studentem/uczniem ... No ale takie życie jest. Moje rodzeństwo też ciągle powtarza, że szkoła to najwspanialszy okres w ich życiu. Nie jestem tylko pewien, czy doszli do tego stwierdzenia po fakcie...